Ukraińskie tomahawki już używane przeciwko Rosji
Według magazynu "The Economist", Ukraina rozpoczęła użycie nowoczesnych pocisków manewrujących FP-5 Flaming przeciw celom na terytorium Rosji. To całkowicie ukraińska konstrukcja, porównywana już do amerykańskich Tomahawków. Obecnie Kijów ma wytwarzać trzy takie pociski dziennie, a do końca października produkcja ma wzrosnąć do siedmiu.

Nowa era ukraińskiej obrony: FP-5 Flaming w akcji
W ostatnich miesiącach świat przygląda się dynamicznym wydarzeniom na wschodzie Europy, gdzie Ukraina nieustannie rozwija swój potencjał militarny w odpowiedzi na nasilający się konflikt z Rosją. Jednym z najnowszych przełomów w ukraińskim arsenale jest wprowadzenie do użytku nowoczesnych pocisków manewrujących o nazwie FP-5 Flaming. Ta zaawansowana broń, w pełni opracowana przez ukraińskich inżynierów, już zaczęła odgrywać kluczową rolę w precyzyjnych uderzeniach przeciwko strategicznym celom na terytorium Rosji.
FP-5 Flaming – ukraiński odpowiednik Tomahawka
Choć oficjalne dane o pociskach FP-5 Flaming pozostają w dużej mierze tajne, eksperci i analitycy wojskowi nie mają wątpliwości, że mamy do czynienia z systemem porównywalnym do legendarnego amerykańskiego Tomahawka. Co ważne, Flamingi cechuje zasięg sięgający nawet 3 tysięcy kilometrów, co pozwala na sięganie głęboko w rosyjskie terytorium. Z kolei masa głowicy bojowej, sięgająca 1150 kilogramów, świadczy o zdolności do zadawania poważnych szkód infrastrukturze przeciwnika.
W odróżnieniu od popularnych ukraińskich dronów dalekiego zasięgu, FP-5 potrafią operować na bardzo niskich wysokościach – nawet około 50 metrów nad ziemią – co znacząco utrudnia ich wykrycie i przechwycenie przez systemy obrony przeciwlotniczej. Dodatkowo, wyposażenie w systemy antyzakłóceniowe CRPA oraz układy bezwładnościowe wzmacnia ich odporność na próbę neutralizacji poprzez walkę radioelektroniczną.
Produkcja w pełni w ukraińskich rękach
Za produkcję tych zaawansowanych pocisków odpowiada ukraińska firma Fire Point, która w procesie wytwarzania korzysta z nowoczesnych rozwiązań, a także z doświadczeń technicznych wynikających z wykorzystania poradzieckich silników. Aktualnie linie produkcyjne pracują na poziomie około trzech pocisków dziennie, jednak harmonogram zakłada zwiększenie tej liczby do siedmiu jednostek na dobę już pod koniec października.
Co istotne, koszt pojedynczego pocisku FP-5 Flaming oscyluje wokół 500 tysięcy dolarów, co jest wartością znacznie niższą niż w przypadku amerykańskiego Tomahawka (kosztującego około 1 do 1,5 miliona dolarów). W praktyce oznacza to, że Ukraina może pozwolić sobie na szybsze i bardziej masowe wykorzystanie tej broni, co w dłuższej perspektywie przekłada się na większą presję militarną na rosyjskie cele strategiczne.
Cel: osłabienie rosyjskiej infrastruktury energetycznej
Strategicznym celem nowej broni jest degradacja potencjału przemysłowego Rosji, ze szczególnym uwzględnieniem sektora naftowego. Ataki na rosyjskie rafinerie i zakłady przemysłowe w głębi kraju okazały się niezwykle skuteczne – według dostępnych informacji, już blisko połowa z 38 rafinerii w Rosji została trafiona, co doprowadziło do zmniejszenia ich łącznej produkcji o około 40 procent.
Potężne eksplozje i pożary w takich miejscach jak rafineria w Republice Baszkortostanu, oddalonej o ponad 1300 kilometrów od granic Ukrainy, pokazują, że ukraińskie pociski nie tylko docierają do celów, ale też powodują znaczące szkody. Współpraca z amerykańskim wywiadem, który dostarcza Ukrainie kluczowe dane satelitarne, dodatkowo podnosi skuteczność precyzyjnych uderzeń na infrastrukturę energetyczną przeciwnika.
Reakcja Kremla – między nerwowością a ostrzeżeniami
Nie dziwi fakt, że rosyjskie władze obserwują te działania z rosnącą obawą. Władimir Putin w ostatnich wystąpieniach wyraził zdecydowany sprzeciw wobec dostarczania Ukrainie zaawansowanych rakiet, takich jak Tomahawki, podkreślając, że taka sytuacja mogłaby doprowadzić do poważnej eskalacji konfliktu, a także do utraty pozytywnych trendów w relacjach z Zachodem.
Rosyjski przywódca wcześniej bagatelizował zagrożenie, nazywając zestrzeliwanie Tomahawków „ćwiczeniami”, które mają pomóc w doskonaleniu obrony przeciwlotniczej. Jednak z czasem zmienił ton, przyznając, że użycie takiej broni bez bezpośredniego zaangażowania amerykańskich żołnierzy mogłoby oznaczać nowy, jakościowo inny etap konfliktu, co wywołuje nerwową reakcję Kremla.
Co dalej? Przyszłość ukraińskiego arsenału
Potwierdzenie seryjnej produkcji FP-5 Flaming przez prezydenta Wołodymyra Zełenskiego oraz ministra obrony Denysa Szmyhala świadczy o determinacji Ukrainy, by samodzielnie rozwijać zaawansowane technologie obronne. To sygnał nie tylko dla Rosji, ale i dla świata, że kraj ten potrafi nie tylko adaptować się do wojennych realiów, lecz także skutecznie inwestować w nowoczesne rozwiązania, które mogą zmienić układ sił na froncie.
W kontekście ciągłej presji militarnej i politycznej, produkcja własnych pocisków manewrujących to krok w stronę większej niezależności oraz efektywności działań obronnych. Jednocześnie wzmocnienie ukraińskiego potencjału ofensywnego może mieć wpływ na dalsze decyzje sojuszników i przeciwników, a także na przebieg samego konfliktu.
Podsumowanie
Ukraińskie pociski FP-5 Flaming to nie tylko symbol technologicznego postępu, ale także ważny element strategicznego planu Kijowa w walce z rosyjskim agresorem. Zdolność do rażenia celów nawet w głębi terytorium przeciwnika, wysoka skuteczność, a przy tym relatywnie niski koszt produkcji sprawiają, że te „ukraińskie tomahawki” mogą stać się jednym z kluczowych narzędzi w arsenale obronnym kraju.
W obliczu rosnących napięć i niepewności na arenie międzynarodowej, rozwój tak zaawansowanej broni świadczy o determinacji Ukrainy, by nie tylko bronić swojej suwerenności, ale również aktywnie przeciwdziałać dalszej eskalacji ze strony Rosji. Obserwując te wydarzenia, trudno nie dostrzec, jak technologia i innowacje stają się kluczowym elementem współczesnych konfliktów, gdzie przewaga może należeć do tych, którzy potrafią najszybciej i najskuteczniej wdrażać nowe rozwiązania.