Selekcja negatywna. To jego pożegnanie z reprezentacją

Data publikacji: 2025-10-09 22:01:47

Mecz z Nową Zelandią (1:0) był dla Jana Urbana pożyteczną... selekcją negatywną. Spośród graczy, którzy mieli coś do wygrania, na pochwały zasłużyło tylko dwóch. Większość nie wykorzystała szansy. Oceniamy Polaków po spotkaniu z All Whites.

Mecz z Nową Zelandią (1:0) był dla Jana Urbana pożyteczną... selekcją negatywną. Spośród graczy, którzy mieli coś do wygrania...

Nowa Zelandia jako zwierciadło polskich wyborów

Mecz z drużyną Nowej Zelandii zakończony skromnym zwycięstwem 1:0 pozostawił po sobie więcej niż tylko trzy punkty w tabeli. Dla Jana Urbana, selekcjonera reprezentacji Polski, to spotkanie stało się niezamierzonym testem, który weryfikował nie tylko formę, ale i charakter zawodników aspirujących do stałego miejsca w kadrze. Ujawniło się w nim wiele niepokojących sygnałów, które można określić mianem selekcji negatywnej – selekcji, w której wielu piłkarzy, liczących na przełom w swojej karierze reprezentacyjnej, nie sprostało oczekiwaniom.

Jedynie nieliczni zasłużyli na uznanie

Wśród całej grupy zawodników, którzy otrzymali szansę na pokazanie się na tle uczestnika Mistrzostw Świata 2026, wyłoniły się zaledwie dwie postaci, które zaprezentowały się na tyle solidnie, by zasłużyć na pochwały. Piotr Zieliński, już od dawna uważany za kluczowego gracza środka pola, potwierdził, że potrafi być motorem napędowym drużyny nawet wtedy, gdy pozostali koledzy nie nadążają za jego tempem i pomysłami. Jego kreatywność i skuteczność w akcjach ofensywnych były niemal poezją w ruchu, a gol zdobyty po indywidualnej akcji stał się kwintesencją jego klasy.

Drugim bohaterem tego meczu okazał się Michał Skóraś, którego dynamiczne wejścia i pełne zaangażowanie na skrzydle wprowadzały zamieszanie w szeregach rywali. To właśnie on stanowił jedną z niewielu jasnych iskier w polskiej ofensywie, pokazując, że młodość i determinacja mogą przynieść wartość nawet w tak trudnych okolicznościach.

Debiut i pożegnania – historia z dwóch stron

Spotkanie było również okazją do debiutu młodego Jana Ziółkowskiego, który z impetem wkroczył na arenę międzynarodową. Mimo młodego wieku, potrafił zachować zimną krew i pewność siebie, stając się filarem defensywy. Jego postawa przypomniała dawnych liderów reprezentacji, a odwaga w grze i skuteczne interwencje dały nadzieję na budowę nowej, stabilnej linii obrony.

Jednak nie wszyscy mieli powody do radości. Powrót Tomasza Kędziory po dłuższej przerwie nie przebiegł zgodnie z oczekiwaniami. Zawodnik nie zdołał nawiązać do swojej najlepszej formy, a jego występ był raczej przeciętny, co nie wróży dobrze jego przyszłości w kadrze. Wiele wskazuje na to, że to był jego ostatni mecz w narodowych barwach – pożegnanie, które dla niego samego musiało być bardzo trudne.

Problemy w środku pola i ataku

Ważne ogniwo, jakim jest pomoc defensywna, nadal pozostaje nierozwiązanym problemem. Próby znalezienia następców po Krzysztofie Krychowiaku nie przynoszą oczekiwanych efektów. Jakub Piotrowski, choć występuje na co dzień w Serie A, nie potrafił odnaleźć się w roli "szóstki" reprezentacji, popełniając błędy i tracąc piłkę w newralgicznych momentach. Można mieć jednak zrozumienie dla jego sytuacji osobistej – niedawne ojcostwo mogło odcisnąć piętno na jego koncentracji i formie.

Atak, który powinien być siłą napędową drużyny, również zawiódł. Krzysztof Piątek, którego transfer do Kataru został uznany przez selekcjonera za błąd, nie wykorzystał swoich okazji i praktycznie zniknął z pola widzenia zarówno kolegów, jak i kibiców. Jego gra była daleka od oczekiwań, a brak zaufania trenera przełożył się na ograniczoną liczbę minut spędzonych na boisku.

Zawodnicy na krawędzi – przyszłość pod znakiem zapytania

Podobnie rozczarowanie wzbudził Sebastian Szymański, który zdawał się być daleki od centrum wydarzeń i popełniał liczne błędy. Jego kreatywność, która wcześniej dawała nadzieję na stabilną pozycję w drużynie, tym razem nie przełożyła się na wymierne efekty. Przemysław Frankowski natomiast zagrał bez większych błysków, ale też bez wyraźnego wkładu, co w kontekście ambitnych planów reprezentacji może być niewystarczające.

Zamieszanie w składzie i konieczność zmian

Jan Urban musi teraz podjąć trudne decyzje. Mecz z Nową Zelandią okazał się swoistym lustrem, w którym odbiły się zarówno zalety, jak i wady obecnej kadry. Niektórzy zawodnicy potwierdzili, że zasługują na dalszą obecność w drużynie, inni zaś pokazali, że ich miejsce w kadrze jest mocno zagrożone. Selekcjoner stoi przed wyzwaniem zbudowania zespołu bardziej zrównoważonego, zdolnego do rywalizacji na najwyższym poziomie.

Zmiany w składzie, wprowadzenie nowych twarzy i odważne decyzje personalne wydają się nieuniknione. To nie tylko kwestia taktyki, ale także charakterów i mentalności, których nie wszyscy z obecnych zawodników byli w stanie zaprezentować na boisku.

Podsumowanie – czas na refleksję i nowe otwarcie

Spotkanie z Nową Zelandią nie było tylko kolejnym meczem eliminacyjnym. Było swoistą próbą, która wyraźnie podkreśliła, kto jest gotów podjąć wyzwanie reprezentacji, a kto musi jeszcze popracować lub pożegnać się z kadrą. Selekcja negatywna w takim wymiarze, choć bolesna, może okazać się niezbędna, by zbudować drużynę na miarę oczekiwań kibiców i sukcesów na międzynarodowej arenie.

Dla Jana Urbana, choć to dopiero początek jego pracy, mecz z Nową Zelandią był symbolicznym momentem – niemal pożegnaniem z niektórymi zawodnikami i początkiem nowej ery w polskiej piłce. Teraz czas na konkretne decyzje, które pokażą, czy nasza reprezentacja jest zdolna do prawdziwego rozwoju i walki o najwyższe cele.

  • Ocena: 4.3/5
  • Data publikacji: 2025-10-09 22:01:47
  • Wyświetleń życzenia: 1376