Tak Białoruś złamała Jarosława. Przyznaj, że finansuje cię Warszawa
Miał się przyznać, że jego działalność, zdaniem białoruskich służb wymierzoną w Aleksandra Łukaszenkę, finansuje Polska. Trafił do owianego złą sławą więzienia Okristina w Mińsku. – Cela miała tak ze cztery na cztery metry. W środku 12 osób. To było niemożliwe, żeby tam spać. Nocami "graliśmy w Tetris". Tak to nazywaliśmy. Układaliśmy się na ziemi, jak te klocki – mówi nam Jarosław Pisarenko, swego czasu znany białoruski dziennikarz sportowy. Do Polski uciekł przed zemstą białoruskiego reżimu. Chce tu zo...

W cieniu białoruskich murów — opowieść o upadku i nadziei
Jarosław Pisarenko, niegdyś rozpoznawalny głos telewizyjnej relacji sportowej, stał się symbolem walki o wolność i prawdę w kraju, gdzie słowo niezależne jest na wagę złota. Dziś mieszka w Polsce, ale jego historia to obraz brutalnej rzeczywistości białoruskiego reżimu, który nie przebiera w środkach, by zdławić każdą formę sprzeciwu.
Nie tak dawno temu Jarosław był jednym z tych, którzy na co dzień opowiadali o emocjach stadionów, o pasji i rywalizacji. Telewizja, choć państwowa, w jego dziale sportowym pozostawała wolna od politycznych narracji. Jednak atmosfera wokół niego gęstniała, a zew wolności niespodziewanie stał się dla niego osobistym wyzwaniem.
Uwięzieni w ciasnocie i milczeniu
Gdy Jarosław został zatrzymany przez białoruskie służby, trafił do słynnego więzienia Okrestina, miejsca, które dla wielu stało się synonimem cierpienia i beznadziei. Cela o wymiarach czterech na cztery metry, w której musiało zmieścić się aż kilkunastu więźniów, była sceną codziennych dramatów. Nocami, by przetrwać, układali się na podłodze niczym klocki w grze Tetris — tak nazywali tę próbę znalezienia miejsca na sen.
Brak dostępu do podstawowych środków higieny, ciągłe przeliczanie więźniów w środku nocy i izolacja od bliskich stanowiły jedynie część koszmaru, który musiał znosić. Jednak najgorsze było poczucie bezsilności i obawa o los tych, którzy zostali na wolności, w kraju, gdzie każda forma sprzeciwu jest tłamszona z brutalną konsekwencją.
Polski ślad w narracji reżimu
Białoruskie służby stawiały Jarosława przed żądaniem, które miało złamać nie tylko jego ciało, ale i ducha — przyznać się do finansowania jego działalności przez Warszawę. To miał być dowód na to, że jego praca, choć pozornie sportowa i apolityczna, była częścią szerszej kampanii wymierzonej przeciwko Aleksandrowi Łukaszence.
Takie oskarżenia, choć często bezpodstawne, służą reżimowi do legitymizacji represji i zastraszania wszystkich, którzy mają odwagę mówić lub działać niezależnie. Jarosław, mimo presji i zagrożenia, odmówił podpisania fałszywych zeznań, wiedząc, że to oznacza nie tylko kolejne miesiące za kratami, ale i wyrok, który na Białorusi bywa wyrokiem śmierci dla marzeń o wolności.
Droga na Zachód — ucieczka przed represjami
Decyzja o opuszczeniu kraju była dla niego nieunikniona. Po wyjściu na wolność, choć fizycznie wolny, nie mógł już wrócić do dawnego życia. Został zmuszony do szukania schronienia poza granicami Białorusi. Najpierw trafił na Ukrainę, gdzie jednak szybko okazało się, że sytuacja geopolityczna i konflikt zbrojny nie sprzyjają stabilizacji.
W obliczu kolejnych trudności zdecydował się na przeniesienie do Polski — kraju, który stał się dla niego nowym domem. Tutaj, mimo początkowych barier językowych i kulturowych, Jarosław odnalazł przestrzeń do odbudowy swojego życia i zawodowej kariery. Jego zaangażowanie w tworzenie treści sportowych, a jednocześnie świadomość politycznego kontekstu, pozwala mu opowiadać o tym, co dzieje się za wschodnią granicą.
Nowa rzeczywistość i ciągłe wyzwania
Życie na emigracji to nie tylko nowe możliwości, ale też codzienne wyzwania. Jarosław zauważa, że zmienia się także stosunek społeczeństwa polskiego do imigrantów. Język i otwartość stają się kluczowe, by budować mosty porozumienia, ale nie brakuje też napięć i nieufności.
Mimo to, on sam z determinacją uczy się języka i angażuje w życie lokalnej społeczności, wierząc, że tu może znaleźć bezpieczne miejsce dla siebie i swojej rodziny. Choć tęsknota za domem jest ogromna, powrót do Białorusi oznacza dla niego wyrok więzienia i dalsze prześladowania.
Przyjaciele za kratami, a przyszłość niepewna
Jarosław nie zapomina o tych, którzy zostali. Jego bliski współpracownik i przyjaciel Aleksander, który był jeszcze bardziej zaangażowany w protesty, spędził niemal dwa lata w więzieniach i koloniach karnych, doświadczając najgorszych okrucieństw reżimu. Ich losy rozdzieliły się fizycznie, ale łączy ich wspólna walka o prawdę i wolność.
Na Białorusi Jarosław jest klasyfikowany jako członek ugrupowania ekstremistycznego, a to oznacza realne zagrożenie siedmioletnim wyrokiem więzienia. Wielu dawnych znajomych unika kontaktu, przestraszonych konsekwencjami współpracy z nim. Ta samotność jest kolejnym ciężarem, który nosi ze sobą, choć na obczyźnie.
Polska jako przystań i nadzieja na zmianę
Pomimo trudności Jarosław dostrzega w Polsce coś więcej niż tylko schronienie. To kraj o bogatej historii walki o wolność, której przykłady inspirują go do nieustannej wiary w lepszą przyszłość dla Białorusi. Solidarność, powstania i długotrwałe dążenia do demokracji pokazują, że nawet najtrudniejsze przeszkody można pokonać.
Jego historia to nie tylko świadectwo okrucieństw reżimu, ale także opowieść o niezłomnym duchu człowieka, który pomimo wszystko nie traci nadziei i gotów jest walczyć o wolność — zarówno swoją, jak i swojego narodu.
Podsumowanie
Los Jarosława Pisarenki to przykład, jak daleko może się posunąć autorytarny reżim, by zdławić głos sprzeciwu, nawet jeśli jest on wyrażany w świecie sportu i kultury. Jego doświadczenia więzienne, presja na przyznanie się do zarzutów finansowania przez obce państwo oraz konieczność ucieczki z kraju ukazują realia życia pod rządami Łukaszenki.
Jednocześnie jego obecność w Polsce i zaangażowanie w nowe projekty świadczą o sile ludzkiego ducha i pragnieniu wolności, które nie da się zdusić nawet przez najcięższe więzienne mury. Jarosław nie tylko przetrwał — on walczy dalej, pokazując, że prawda i nadzieja mogą istnieć także w najtrudniejszych czasach.